Ciągle żyje nadzieją – walka z niepłodnością trwa

Jestem szczęśliwą mamą zastępczą Szymona – pracy mamy dużo, ale nie zrażam się i nie poddaje. On daje mi coś czego mi brakowało, mam gdzie wylać tą miłość która się we mnie kołatała. Ale zostało jeszcze coś… coś nie zostało zaspokojone, jest coś o co ciągle toczymy walkę. Jednym z powodów dla których zdecydowaliśmy się na rodzicielstwo zastępcze było to że ciągle walczymy o biologiczne dziecko, ośrodki adopcyjne są zgodne w tym punkcie – para powinna zakończyć starania i pogodzić się ze stratą.

Ja nie jestem pogodzona i nie mam zamiaru nikogo okłamywać, bo te emocje i ta walka ciągle trwa, może tak naprawdę nigdy nie rozpoczęła się na 100 procent, zawsze zostawiam sobie jakieś 5% na moje obawy i lęki że psychicznie mnie to niszczy. Co miesiąc przeżywam tą samą nadzieję i to samo rozczarowanie. Nie wydaje pieniędzy na testy owulacyjne, na testy ciążowe, po prostu czekam. Ona nie daje mi nadziei, jest co miesiąc bezlitosna i tak samo bolesna.  Ale zaraz od nowa zaczynam, nie odwiedzam lekarza – dostałam leki na parę miesięcy. Ten cykl jest ostatni, kończę ze symulacją, rozpoczynam walkę ziołami – zmieniam lekarza z dwóch powodów: bo ten jest mega drogi i wszystkie badania są płatne, nie podoba mi się jego brak konkretnego planu leczenia.

Leczenie niepłodności na Podkarpaciu kuleje, ciężko o dobrego specjalistę w tej dziedzinie. Koleżanka z podobnym zaburzeniem do mojego poleciła mi nową panią doktor – co dla mnie ważne, badania wykonuje w szpitalu, choć mam już chyba wszystkie wykonane, to mój zaczynał chcieć powtórki badań.. no niestety nie stać mnie.

I tak wróciłam do punktu wyjścia, znów otwieram tą samą książkę, jestem co prawda w całkiem innym wydaniu, poznałam swój organizm, ale ciągle nikt nie powiedział mi dlaczego nie dochodzi do zapłodnienia, co tak naprawdę jest nie tak, skoro stymulacja działa na mojej jajniki – to dlaczego nie dochodzi do zapłodnienia.

W mojej drodze przez niepłodność są wzloty i upadki. Jest nienawiść i zazdrość.  Jestem ciocią – Martynki, -Milenki, -Alexa, -Szymonka, i już nie długo mamą chrzestną -XYZ (pseudonim)

Najgorsze momenty to te kiedy ktoś nadmiernie unosi się z ciążą, a zwłaszcza gdy przesadnie emanuje słowami – kopnął, fiknął, itp. Jedna ciąża w rodzinie najbardziej mnie sponiewierała, czułam się jak robak, którego miarzdzą słowa. Niestety nie dałam rady po drugiej przepłakanej nocy, mąż stwierdził że trzeba wstrzymać się od kontaktów i unikać, pomogło, to było świetne lekarstwo na moje boleści i powoli wracałam do równowagi.  Ale nie chciałam odrzucać dziecka, kocham dzieci, nie sprawia mi przykrości to że są, nie boli mnie ich widok i szczęście jakie ze sobą niosą. Myślę że niepłodność – to tak żałoba którą się przechodzi i żeby ją dobrze przeżyć trzeba przejść przez jej wszystkie etapy. Ja teraz jestem na równoważni, mam Szymona, on jest teraz moim światem, choć jest już taki dorosły i naprawdę samodzielny.  Moja walka jest wielotorowa, walczę o Szymona i o to żeby nadrobić z nim to co zostało mu odebrane, jak bardzo musiała być straszne jego życie, gdy wszyscy mówią mu to jest twoja mama – a ona jest zimna jak lud, ona niczego nie rozumie bo jest chora, ona krzyczy bez powodu, co myśli dziecko które zaczyna poznawać świat o dorosłych, o mamie i przede wszystkim o sobie. Mój syn ( zastępczy – bo wiele osób ma problem z tym że tak go nazywam) jest promyczkiem, jest słodkim dzieckiem które potrzebuje miłości i dyscypliny, po prostu szansy na to żeby poznać taki świat jaki jest, a nie skrzywiony przez dorosłych. Gdy pisze ten wpis on próbuje dojść do tego jaka jest ostatnia litera w słowie „ucho”.

Sama nie wiem czego bardziej mi brakuje  – samej ciąży czy tego że nie dostał nam się niemowlak .. że nie ma pieluch i całowania małych stóp, a może po prostu chodzi o to że Gosia rodzi lada dzień, a Edyty Szymonek ma parę tygodni. Stąd moje emocje są ciągle żywe.

#NiepłodnościNieWidać

#ChcemyByćRodzicami

hand-1549132_1920

13 thoughts on “Ciągle żyje nadzieją – walka z niepłodnością trwa

  1. Nadzieja umiera ostatnia ☺
    Póki oddychasz, nie trac nadziei ☺
    Takie słowa mają moje 2 tatuaże. Prawdziwe i utrzymujące przy wierze.
    Piękna sprawa z tym rodzicielstwem zastępczym. Gratuluję postawy. Niewiele osób jest na siłach żeby podjąć się tak trudnej drogi. Podziwiam Was ☺

    Polubienie

  2. We mnie potrzeba samej ciąży nie była najwyraźniej aż tak silna – bo stosunkowo szybko porzuciliśmy leczenie i zdecydowaliśmy się pójść inną drogą. Ale bardzo dobrze rozumiem, że ktoś może czuć i myśleć inaczej, nadal walczyć o biologiczne potomstwo wszelkimi dostępnymi i akceptowanymi przez siebie metodami. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Wam dużo wytrwałości i tego,żeby Wasze marzenie się spełniło. A to, co robicie dla Szymona – jest po prostu wielkie i niesamowicie mnie wzrusza każda Twoja wzmianka na ten temat. Czekam na więcej i niezmiennie trzymam za Was kciuki ! :*

    Polubienie

    • a we mnie kurde to siedzi, może dla tego że ie zaangażowałam się w to n 100%, ale na pewno przyjdzie to i do mnie … dojrzeje do tego – po prostu trzeba przeżyć tą stratę i się z tym pogodzić 🙂 bo bez tego to ta walka może trwać nawet do menopauzy … albo i dalej

      Polubienie

  3. Witaj po przerwie!!! Nie wiem, jak to się stało, że umknął mi taki kawał Waszego życia?!?!? I taki znaczący, wyjątkowy!!! Gratuluję bardzo, choć mocno spóźniona, wybacz!

    Mam nadzieję, że zmiana lekarza i nowe podejście przyniesie upragnione efekty. Piszesz, że się leczysz, diagnozujesz, stymulujesz… A mąż też zrobił badania?

    Polubienie

  4. Od nas w OA nikt nie oczekiwał zakończenia leczenia. Zaczęliśmy procedurę adopcyjną i nadal kontynuowaliśmy leczenie. W trakcie sami dojrzeliśmy do zmian i obraliśmy jedną ścieżkę. Mieliśmy już dość leczenia. Ale to sprawa bardzo indywidualna. Mam nadzieję, że dzięki zmianom, zaczniesz czytać nowy rozdział w Waszym życiu.

    Polubienie

  5. Karolinko! Gratuluję. Wielkie zmiany u Was. Dużo siły, cierpliwości, uśmiechu i radości.
    Nie doświadczyłam, ale myślę, że wiele z nas rozumie o czym piszesz…
    Trzymaj się Kochana!

    Polubienie

  6. Nie jest łatwo podjąć decyzję o zakończeniu leczenia. Sama jej podjąć nie umiem jeszcze, a w zasadzie nie chcę. Czuję, że jeszcze coś muszę zrobić, czegoś spróbować, żeby powiedzieć sobie szczerze – koniec i obrać inną drogę.

    Trzymam mocno za Was kciuki;*
    Koszty leczenia są duże. Więc jeśli uda się porobić choć część z nich w szpitalu to fajnie.

    Uściski;*

    Polubienie

Dodaj komentarz